„25 OCZYWISTOŚCI FESTIWALU PROGRESSTERON”
z okazji święta Kobiet zapraszamy Was do przemyśleń nad tym, czym tak właściwie jest „kobiecość”, do nowatorskiego spojrzenia na jej genderowe, kulturowe i społeczne aspekty.

Dzień Kobiet. Okazja do radosnego celebrowania kobiecości. Ale nie każdemu dobrze się to święto kojarzy. Nie mówiąc już o socjalistycznych naleciałościach, ale właściwie dlaczego celebrować fakt należności do jednej z płci? I cóż to jest ta kobiecość?
Czasem może nam się zdawać, że świat wymaga od nas ciągłego grania ról. Czasem wydawać nam się może, że oczekiwania, jakie mają wobec nas ludzie nijak się mają do tego, co my czujemy, co chcielibyśmy robić, jak wyglądać, jak się zachowywać. Czasem dotyczy to właśnie sfery naszej kobiecości lub męskości. Bywa, że to uczucie tak silne, że rodzi się pytanie, kto właściwie o tym decyduje? Ktoś/coś wpycha nas w jakieś szufladki, w jakieś ramy. A potem my sami się w nie wpychamy, dokładając wszelkich starań, żeby nie odstawać. No bo jeśli do znudzenia, od momentu urodzin słyszymy jacy powinniśmy być, czy nie będziemy się świadomie i podświadomie do tego naginać? I jeśli ten model zawarty jest we wszystkich opowieściach, legendach, przekazach medialnych, jak moglibyśmy od niego uciec?

Pewne utrwalane od wieków wzorce sprawiły, że bez zastanowienia podporządkowujemy kobietom i mężczyznom inne cechy. Zazwyczaj przeciwstawne. I tak mężczyźni kojarzą się z racjonalnością, siłą, dynamizmem i niezależnością, a kobiety z irracjonalnością, słabością, pasywnością i zależnością. A tymczasem warto się zastanowić, ile z tego, co uznajemy za „normalne” jest efektem działania kultury, wychowania, ludzi, którzy nas otaczają. I czy jeśli nie jestem tym ideałem kobiecości/ męskości narzuconej przez kulturę, mam czuć się nie w porządku? Jeśli tak nie wyglądam, nie mam potrzeby nosić szpilek i make-upu? I rzecz jasna w sferze poważniejszych kwestii, np. jeśli nie mam ochoty mieć dzieci, męża? W polskiej rzeczywistości wciąż trudno się przyznać do takiej inności. Publiczne wypowiedzi spotykają się z masową krytyką. Nadal funkcjonują archetypy, którymi karmi się nas aż do mdłości.

Tymczasem w XX wieku w wielu krajach powstał w naukach społecznych nurt badań dotyczących płci, który użył terminu gender, płci kulturowej, jako czegoś, co jest w dominującym stopniu tworzone przez kulturę, w której żyjemy, a nie jakoś biologicznie, genetycznie w nas zapisane. Określenie nas już od dziecka, a nawet przed momentem urodzin, jako „kobiety” i „mężczyzn” łączy się z cechami i zachowaniami, jakich się od nas oczekuje. I zachowaniami jakie wobec nas się stosuje. Oczywiście feministki mogą być bardziej lub mniej radykalne w określaniu tego, jak wiele jest tak naprawdę tylko produktem kultury. Niektóre twierdzą, że niemal wszystko, łącznie z naszą heteroseksualnością czy instynktem macierzyńskim.

Jakbyśmy się do tego nie odnieśli, dostrzeżenie kulturowego podłoża tego, co uważamy za normalne cechy i zachowania każdej z płci pomaga nam mieć do nich dystans. Nie musimy ich odrzucać. Wręcz przeciwnie, możemy je lubić. Możemy kochać te obcasy i fatałaszki, i chcieć mieć piątkę dzieci. Ale pozawala nam mieć do tego dystans i zachować wewnętrzną wolność. Również w sferze seksualnej. Nie lubię tego, to też jest ok. Chcę żyć inaczej, i dobrze. Może wcale nie chcę mieć męża i dzieci? Chcę kochać inaczej, mam do tego prawo.

Jesteśmy jedyne, wyjątkowe, mamy prawo odczuwać na swój sposób, mamy prawo zachowywać się tak jak czujemy, tak aby nie popadać ze sobą w konflikt. Łączy się z to z wolnością, kreatywnością i nowatorstwem w podejściu do własnego życia. Nie da się zaprzeczyć, że jesteśmy wynikiem przeróżnych oddziaływań, kształtują nas tysiące czynników. Ale jeśli zdajemy sobie sprawę z istnienia tych schematów, stereotypów, możemy poza nie wykroczyć. Nadal mamy wolność kreacji własnego życia. Słynny francuski filozof i socjolog Michel Faucault powiedział kiedyś: „Tym co wprawia mnie w zdumienie, jest fakt, że sztuka w naszym społeczeństwie odnosi się tylko jeszcze do przedmiotów, a nie do indywiduów czy do życia… Życie każdego indywiduum – czyż nie mogłoby ono być dziełem sztuki?”

Poprzez uczestnictwo w festiwalu Progressteron możemy pozwolić sobie choć trochę uwolnić te uczucia i potrzeby, które tłumimy, bo “coś z nimi nie tak”, „to nienormalne”. I w Dzień Kobiet ucieszyć się nie tyle z bycia kobietą, ale z bycia sobą. Mamy chwilę by pomyśleć o swojej emocjonalności, seksualności i o tym, jak naprawdę chcemy żyć, by być ze sobą w zgodzie. Możemy spotkać inne kobiety i podzielić się swoimi doświadczeniami, odkryć ludzi, którzy czują podobnie. Trenerzy, którzy prowadzą zajęcia pomagają nam popatrzeć na naszą kobiecość z perspektywy, odkryć to, co być może boimy się wyrazić. Progressteron może zainspirować nas by do swojego życia podejść w nowatorski sposób, bez narzucania sobie ograniczeń, i zmieniać je w dzieło sztuki – czego Wam i sobie życzę z okazji Dnia Kobiet:)

Autorka: Maria Sobol – socjolog, ukończyła Uniwersytet Jagielloński i Universidad de Barcelona. W ostatnich latach angażowała się w szereg projektów pozarządowych dotyczących w szczególności praw kobiet, emigrantów i dyskryminowanych mniejszości. We współpracy ze Strefą Inspiracji dzieli się doświadczeniami z wolontariatu w Boliwii i pracy dla polskiej organizacji pozarządowej w Cambridge w Wielkiej Brytanii.